Zadzwoniła do mnie mama jednego z moich małych pacjentów.
— Dzień dobry, pół roku temu robiłam u pani okulary córce… — zaczęła, a ja od razu się wyprostowałam. — Byłyśmy właśnie na wizycie kontrolnej i pani doktor powiedziała, że okulary są źle dobrane. Zsuwają się z nosa, nie trzymają się dobrze…
Poczułam ukłucie niepokoju. Skóra mi lekko ścierpła.
— Ojej… — odpowiedziałam spokojnie. — To zapraszam, zobaczymy, co da się zrobić. Może wystarczy podregulować zauszniki albo noski, dokręcić śrubki. Jak tylko zobaczę okularki i córkę, będę mogła coś więcej powiedzieć.
Kilka dni później przyszły razem do salonu na ul. Kozią. Mama podeszła do mnie i powiedziała:
— To ja dzwoniłam.
Wzięłam okulary do ręki… i zamarłam. Oprawka w ogóle nie wyglądała znajomo. Z taką nigdy nie pracowałam.
— Przepraszam, ale chyba te okulary nie były robione u nas? — zapytałam ostrożnie.
Mama roześmiała się lekko, nieco zakłopotana.
— Nie, rzeczywiście. Robiłyśmy je w salonie przy gabinecie okulistycznym. Ale po wizycie pani doktor powiedziała, że coś jest nie tak. A panie z tamtego salonu tylko przytaknęły. Więc zabrałam receptę i przyszłam do pani.
Potwierdziłam, że oprawka rzeczywiście była źle dobrana: za szeroka, z niskim mostkiem — przez co okulary nie miały szans dobrze leżeć. Wspólnie dobrałyśmy nową, odpowiednio dopasowaną do kształtu twarzy córki. Wytłumaczyłam wszystko spokojnie: dlaczego ta oprawa będzie lepsza, jak będzie się trzymać, na co zwrócić uwagę w przyszłości.
Mama uśmiechnęła się z ulgą.
— Wiedziałam, że tu ktoś mnie potraktuje poważnie.
Zrobiłam okulary — i, nie ukrywam, dobre wrażenie też.
Morał: Zawsze warto zachować spokój i otwartość — nawet jeśli sytuacja zapowiada się niezręcznie. Profesjonalne podejście buduje zaufanie, a zaufanie wraca.
Beata C.

Dodaj komentarz