Do salonu na Kunickiego weszli rodzice z trzynastoletnią Natalią. Widać było, że atmosfera między nimi jest napięta. Mama od razu powiedziała:
— Byliśmy u specjalisty. Dwie godziny trwało badanie i… nic z tego nie wyszło.
Okazało się, że lekarz próbował dobrać dziewczynie korekcję, ale bez skutku. Natalia ma astygmatyzm i zgłaszała, że mimo różnych prób nadal widzi słabo.
— Pan doktor się zdenerwował — dodała mama. — Powiedział, że ona nie współpracuje, że się stara, a ona chyba wymyśla. W końcu powiedział: „Lepiej widzieć już nie będzie. I kropka”. Dał receptę i koniec rozmowy.
Zerknęłam na receptę i od razu coś mi nie pasowało. Natalia nadal widziała niewyraźnie, mimo zaordynowanej korekcji. Zasugerowałam, żeby zapisać ją na badanie do naszego specjalisty.
Przyszła kilka dni później. Badanie pokazało, że Natalia nie tylko ma astygmatyzm — potrzebuje też wsparcia do bliży. Zrobiliśmy okulary relaksacyjne, które odciążają wzrok przy pracy z bliska.
Gdy przyszli je odebrać, Natalia założyła je i uśmiechnęła się szeroko.
— Widzę! Naprawdę widzę! — powiedziała, z niedowierzaniem i ulgą.
Rodzice byli wzruszeni. Dziewczyna znowu mogła czytać, uczyć się i funkcjonować bez frustracji.
Morał: Czasem to nie dziecko „nie współpracuje” — tylko potrzebuje zrozumienia i odpowiedniego podejścia. A zaufanie do specjalistów, którzy słuchają, potrafi zmienić wszystko.
Aneta S.
Dodaj komentarz