Do salonu na Królewskiej przyszła pewnego dnia klientka, trzymając w ręku okulary, których szkła wyglądały… delikatnie mówiąc, jak po przejściach.
— Dzień dobry… — zaczęła z zakłopotanym uśmiechem. — Wiem, że wyglądają fatalnie. Chciałabym wymienić same szkła, jeśli się da.
Zerknęłam na okulary. Powłoka antyrefleksyjna była porysowana, starte plamy niemal na całej powierzchni.
— Spokojnie, zobaczymy, co da się zrobić. Zaraz sprawdzę w systemie dane i dobierzemy odpowiednie parametry — odpowiedziałam.
Wszystko poszło szybko — znalazłam zapis, spisałam zlecenie, omówiłyśmy szczegóły.
Na koniec, zanim się pożegnałyśmy, zapytałam jeszcze:
— A wie pani może, co mogło być przyczyną tych zniszczeń? Może uda się wyeliminować ten czynnik w przyszłości.
Klientka roześmiała się i przyznała:
— Wie pani co… Mam pieska. Strasznego lizusa. Ostatnio tak się ucieszył, jak wróciłam do domu, że wylizał mi całą twarz. I okulary przy okazji też.
Zrobiłam wielkie oczy — i parsknęłam śmiechem razem z nią.
— Czyli… lizus dosłownie. Ale jak się okazuje, psi język potrafi zadziałać na antyrefleks jak papier ścierny.
Obie się roześmiałyśmy, a ja pomyślałam, że w tej pracy człowiek naprawdę nigdy nie przestaje się uczyć.
Morał: Nawet najbardziej kochający pies potrafi niechcący zaszkodzić Twoim okularom. Miłośnicy czworonogów — pilnujcie szkieł, bo… antyrefleks naprawdę da się wylizać 😉
Justyna S
Dodaj komentarz