Dla oczu

Porady, problemy i przygody okularników i soczewkowiczów.

Kiedy optyk staje się powiernikiem

Ostatni tydzień, a właściwie ostatnich kilka tygodni, przyniosły mi pewną powtarzającą się obserwację. Nie chodzi o jednego konkretnego klienta, ale o zbiorowego bohatera – rodziców, którzy przychodzą do mnie po pierwsze okulary dla swoich dzieci. Zwykle to moment pełen emocji, ale i mnóstwa pytań, które – ku mojemu zdziwieniu – często kierowane są do mnie, zamiast do lekarza, który wystawił receptę.


Pytania, które mnie zaskakują

„Skąd taka wada? Przecież nikt w rodzinie nie nosi okularów!” – to chyba najczęstsze pytanie. Widzę w oczach rodziców niedowierzanie i troskę. Próbują zrozumieć, dlaczego ich dziecko potrzebuje okularów, skoro oni sami nigdy ich nie mieli.

Inne, równie często zadawane pytania, to: „Czy zeza wyleczymy tymi okularami?” albo „Kiedy dziecko wyrośnie z tych plusów? I czy w ogóle wyrośnie? Jak szybko?” Na te pytania o przyszłość czasem żartobliwie odpowiadam, że musiałabym mieć magiczną kulę, żeby je przewidzieć.

Najciekawiej robi się, gdy rodzice przychodzą z dwoma receptami od różnych lekarzy, a wyniki badań są nieco inne. Wtedy padają pytania: „Skąd te różnice? I na podstawie której recepty mamy wyrobić okulary?” Widzę, jak bardzo są zagubieni i jak bardzo potrzebują kogoś, kto rozwieje ich wątpliwości.


Rola, która wykracza poza optykę

Rodzice pokładają we mnie ogromną nadzieję, że wszystko im wyjaśnię. Na wiele pytań oczywiście odpowiadam, starając się tłumaczyć w sposób przystępny i zrozumiały, unikając medycznego żargonu. Widzę, że każdą odpowiedź przyjmują z wdzięcznością i ulgą. W końcu ktoś im coś mówi, rozwiewa mgłę niepewności.

Zastanawiam się, dlaczego tak się dzieje. Może wizyta w gabinecie lekarskim ich stresuje? Może lekarze są zbyt zabiegani, by poświęcić czas na szczegółowe wyjaśnienia? A może po prostu u mnie, w salonie optycznym, czują się na tyle bezpiecznie i komfortowo, że staję się powiernikiem ich największych wątpliwości i obaw.

Niezależnie od przyczyny, ta obserwacja uświadamia mi, jak ważna jest nasza rola w procesie dbania o wzrok. Nie jesteśmy tylko rzemieślnikami wykonującymi okulary. Stajemy się pierwszym punktem kontaktu dla wielu rodziców, którzy szukają nie tylko produktu, ale i wsparcia, zrozumienia oraz klarownych informacji. To cenne doświadczenie, które przypomina mi, że prawdziwa optyka to nie tylko korekcja wady wzroku, ale i budowanie relacji opartej na zaufaniu i empatii.

Beata – Salony Optyczne Wrzos – ul. Kozia, Lublin