Dla oczu

Porady, problemy i przygody okularników i soczewkowiczów.

Autor: Sławomir Wrzos

  • Zmiana koloru

    Do salonu wpadła młoda dziewczyna, wyraźnie roztrzęsiona. Trzymała w dłoniach coś, co kiedyś było okularami — teraz dwie połówki leżały osobno.

    — Dzień dobry… usiadłam na nich… — powiedziała zrezygnowana. — Po prostu usiadłam. I pękły na pół. Ratujcie…

    Wyjęła z torebki swoje stare okulary.

    — Na szybko założyłam te, ale… bardzo źle w nich widzę. Te zniszczone są praktycznie nowe, byłam z nich mega zadowolona. Da się coś zrobić?

    Sprawdziłam szkła i oceniłam sytuację. Rzeczywiście, same soczewki były w świetnym stanie — tylko oprawa nie do uratowania.

    — Jeśli dobrze się pani w nich czuła, możemy spróbować przełożyć szkła do innej oprawy. Tylko muszą być idealnie dopasowane pod względem kształtu i rozstawu.

    Zaczęłyśmy przeglądać oprawki. Dziewczyna konsekwentnie sięgała tylko po czarne modele.

    — Tylko w takich się widzę. Zawsze nosiłam czarne — powiedziała z przekonaniem.

    Po dokładnym sprawdzeniu okazało się, że jedyne dwa modele, do których mogłam bezpiecznie przełożyć szkła, były… kolorowe. Jeden w odcieniu ciemnego bordo, drugi — szylkret.

    Podałam jej ten drugi.

    — Może warto spróbować czegoś innego? Tylko na przymiarkę — zaproponowałam.

    Spojrzała na mnie niepewnie, ale założyła oprawki. I w tym momencie wszystko się zmieniło.

    — Wow… — powiedziała cicho. — W życiu bym po nie nie sięgnęła sama. Ale… wyglądam naprawdę dobrze.

    Uśmiechnęłam się.

    — Czasem wypadki prowadzą do najlepszych zmian.

    Szkła zostały przełożone, a nowa oprawa nie tylko uratowała sytuację, ale dodała jej twarzy blasku i koloru — idealnie na nadchodzącą wiosnę.

    Morał: Nawet jeśli coś się zepsuje, może być początkiem czegoś lepszego. A czasem warto wyjść poza swoją strefę komfortu — bo tam czeka miłe zaskoczenie i świeży look.

    Justyna S

  • Lizus

    Do salonu na Królewskiej przyszła pewnego dnia klientka, trzymając w ręku okulary, których szkła wyglądały… delikatnie mówiąc, jak po przejściach.

    — Dzień dobry… — zaczęła z zakłopotanym uśmiechem. — Wiem, że wyglądają fatalnie. Chciałabym wymienić same szkła, jeśli się da.

    Zerknęłam na okulary. Powłoka antyrefleksyjna była porysowana, starte plamy niemal na całej powierzchni.

    — Spokojnie, zobaczymy, co da się zrobić. Zaraz sprawdzę w systemie dane i dobierzemy odpowiednie parametry — odpowiedziałam.

    Wszystko poszło szybko — znalazłam zapis, spisałam zlecenie, omówiłyśmy szczegóły.

    Na koniec, zanim się pożegnałyśmy, zapytałam jeszcze:

    — A wie pani może, co mogło być przyczyną tych zniszczeń? Może uda się wyeliminować ten czynnik w przyszłości.

    Klientka roześmiała się i przyznała:

    — Wie pani co… Mam pieska. Strasznego lizusa. Ostatnio tak się ucieszył, jak wróciłam do domu, że wylizał mi całą twarz. I okulary przy okazji też.

    Zrobiłam wielkie oczy — i parsknęłam śmiechem razem z nią.

    — Czyli… lizus dosłownie. Ale jak się okazuje, psi język potrafi zadziałać na antyrefleks jak papier ścierny.

    Obie się roześmiałyśmy, a ja pomyślałam, że w tej pracy człowiek naprawdę nigdy nie przestaje się uczyć.

    Morał: Nawet najbardziej kochający pies potrafi niechcący zaszkodzić Twoim okularom. Miłośnicy czworonogów — pilnujcie szkieł, bo… antyrefleks naprawdę da się wylizać 😉

    Justyna S

  • Wysoka temperatura

    Kilka dni temu do salonu na Królewskiej wszedł mężczyzna, trzymając w rękach swoje okulary. Już od progu powiedział bez zbędnych wstępów:

    — Dzień dobry, chciałbym złożyć reklamację. Okulary robiłem u was.

    Podał mi je przez ladę. Rzuciłam okiem — fotochrom wyraźnie się rozwarstwiał, wyglądał na „wypalony”.

    — A kiedy były robione? — zapytałam.

    — Oj, nie pamiętam dokładnie. Może z rok temu? — odpowiedział, marszcząc czoło.

    Sprawdziłam dane w systemie i spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.

    — Panie Stanisławie… to było trzy lata temu.

    — Naprawdę? A to czas leci… — zaśmiał się lekko zakłopotany.

    Wytłumaczyłam mu spokojnie:

    — Takie rozwarstwienie nie powinno się zdarzyć nawet po trzech latach, ale jeśli okulary były regularnie narażone na wysoką temperaturę, to mogło mieć wpływ. Czy zostawiał je pan może gdzieś na słońcu?

    Zastanowił się przez chwilę, po czym przyznał:

    — No… zwykle leżą na desce rozdzielczej w samochodzie. Tam mam je zawsze pod ręką.

    — No właśnie. Słońce, szyba i zamknięte auto to mikropiekarnik dla takich szkieł. To mogło je zniszczyć.

    Pan Stanisław westchnął.

    — Czyli nie da się już ich uratować?

    — Niestety nie. Ale możemy zamówić nowe. Po takim czasie warto też wykonać badanie wzroku, bo korekcja mogła się zmienić.

    — No dobrze. Skoro już tu jestem, to niech będzie porządnie — zgodził się bez wahania.

    Umówiliśmy badanie. Pan Stanisław wyszedł z salonu spokojniejszy i z większą świadomością, jak dbać o okulary.

    Morał: Nawet najlepsze okulary nie wytrzymają wszystkiego. Wysoka temperatura potrafi je zniszczyć szybciej, niż się wydaje — dlatego warto wiedzieć, jak je chronić. A po trzech latach i tak czas na nowe spojrzenie — dosłownie i w przenośni.

    Martyna J

  • Mgła

    Do salonu weszła starsza pani z córką. Od progu było widać, że są trochę poirytowane.

    — Dzień dobry. Robiłam u was okulary pół roku temu i od początku coś mi nie pasuje. Widzę jak przez mgłę — powiedziała stanowczo pani.

    — A w poprzednich okularach wszystko było dobrze — dodała córka. — Może to szkła są kiepskiej jakości?

    Zachowałam spokój i zaprosiłam je do stolika.

    — Rozumiem, że sytuacja jest frustrująca. Zobaczmy razem, co się da zrobić. Może warto sprawdzić wzrok jeszcze raz? Mamy możliwość przeprowadzenia badania na miejscu.

    Po krótkiej rozmowie starsza pani zgodziła się — niech będzie, sprawdźmy. Umówiłam ją na badanie w naszym salonie.

    Kilka dni później przyszła na wizytę. I wszystko stało się jasne — problemem wcale nie były okulary ani szkła. Przyczyną zamglonego widzenia okazała się rozwijająca się zaćma.

    — Czyli to nie wina okularów? — zapytała zaskoczona.

    — Nie, okulary są wykonane prawidłowo. Ale zmiany w oku sprawiają, że nawet najlepsze szkła nie poprawią ostrości widzenia tak, jak kiedyś — wyjaśniłam spokojnie.

    Pani podziękowała, a w jej głosie słychać było ulgę. Bo choć diagnoza nie była najlepsza, przynajmniej wiedziała, co się dzieje — i że nikt jej nie „wcisnął bubla”.

    Morał: Czasem przyczyna problemu nie leży w okularach, ale w samym oku. Dlatego warto nie oceniać od razu, tylko sprawdzić wszystko dokładnie — ze spokojem, empatią i otwartą głową.

    Martyna J

  • Pies

    Korzystając z pięknej, marcowej pogody, otworzyłam drzwi salonu na Leonarda, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Słońce zaglądało do środka, w tle cicho grała muzyka. I nagle… widzę, jak do salonu wpada pies na smyczy!

    Zatrzymał się tuż przy moim biurku, usiadł grzecznie i spojrzał na mnie, jakby czekał na swoją kolej.

    Po chwili do drzwi wpadł zadyszany właściciel.

    — Oj, przepraszam! Nawiał mi do pani — powiedział, śmiejąc się. — Siedziałem na ławce z telefonem i się zagapiłem.

    — Proszę się nie martwić — odpowiedziałam z uśmiechem. — Bardzo lubię zwierzęta. Ale skoro już pies pana tu przyprowadził… może przy okazji okulary dla pana? Słoneczne? Korekcyjne?

    — Nie, nie, ja mam dobre oczy. Ale mama ma jakieś do czytania.

    — To zapraszam serdecznie, może znajdziemy coś wygodniejszego.

    Pan się pożegnał i poszedł do domu. A kilkadziesiąt minut później zadzwonił telefon.

    — Dzień dobry, czy to ten salon, do którego dziś wpadł mój syn… no, i pies?

    — Tak, zgadza się! — roześmiałam się.

    Pani przyszła tego samego dnia. Przymierzyła kilka oprawek, wybrała tę, w której czuła się najlepiej i zamówiła nowe okulary do czytania.

    Morał: Czasem klienta do salonu może przyprowadzić… pies. I dobrze! Bo każda okazja jest dobra, żeby pomóc komuś widzieć lepiej — z uśmiechem i otwartymi drzwiami.
    Renata S

  • Słuchanie klienta to podstawa

    Zaraz po otwarciu salonu, jeszcze z kubkiem herbaty w ręce, zobaczyłam w drzwiach kobietę. Weszła niepewnie, jakby przyszła trochę z nudów, trochę z ciekawości.

    — Dzień dobry, jestem Agnieszka. Wpadłam przypadkiem, mój syn ma trening piłki nożnej po drugiej stronie ulicy. Zobaczyłam salon i pomyślałam, że wejdę.

    Uśmiechnęłam się i zaprosiłam ją do środka. Zaczęłyśmy rozmawiać. Pani Agnieszka szybko przeszła do sedna:

    — Wie pani, mam nowe okulary. Miały być relaksacyjne, ale coś ewidentnie nie gra. W ogóle nie widzę dobrze z bliska, a pracuję na stacji paliw, muszę ogarniać mnóstwo drobnych ekranów, liczników, terminali… Jestem zawiedziona.

    — A co dokładnie się dzieje? — zapytałam.

    — W poprzednich okularach było okej, nie miałam żadnych cylindrów. Teraz lekarz mi przepisał i wszystko się rozjechało. Poszłam do niego, wyjaśniłam sytuację, a on… no cóż.

    Zawahała się.

    — Co powiedział? — dopytałam.

    — Obraził się. Stwierdził, że nie mam odpowiednich kompetencji, żeby oceniać jego badanie. Że on wie lepiej. I koniec rozmowy. Zero empatii.

    Westchnęłam. Zdarza się niestety częściej, niż powinno.

    — Pani Agnieszko, zapraszam na badanie do nas. Sprawdzimy wszystko od nowa. Może uda się to poukładać, jak trzeba.

    Jej twarz natychmiast się rozjaśniła.

    — Naprawdę? Chętnie! Już myślałam, że zostanę z tym bublem na nosie…

    Umówiłyśmy badanie — zdecydowałyśmy się na progresy, czyli jedno rozwiązanie do wszystkiego: i do pracy, i do codziennego funkcjonowania.

    Kilka dni później, zanim jeszcze zrobiłyśmy okulary, Pani Agnieszka zostawiła mi opinię w internecie:

    „Świetne podejście, konkretna rozmowa, zero oceniania. Tak powinna wyglądać opieka nad klientem.”

    Uśmiechnęłam się. Dobra energia wraca.

    Morał: Słuchanie klienta to podstawa. Nawet jeśli nie ma „kompetencji”, ma doświadczenie własnych oczu — i to się liczy. A dobrze dobrane okulary mogą przywrócić nie tylko ostrość widzenia, ale i zaufanie.

  • Gwarancja adaptacji

    W grudniowe, pochmurne popołudnie do salonu w Stokrotce na Kunickiego weszła Pani Grażyna — elegancka, energiczna kobieta po sześćdziesiątce. Miała ze sobą świeżą receptę od specjalisty i ciepły uśmiech.

    — Dzień dobry, potrzebuję nowych okularów. Najlepiej takich… do wszystkiego — powiedziała z uśmiechem.

    W trakcie rozmowy wyszło, że Pani Grażyna jest na emeryturze, dużo czyta, często podróżuje i zależy jej na wygodzie.

    — Może coś progresywnego? — zaproponowałam. — A jeśli sporo spaceruje Pani w ciągu dnia, to fotochrom też się sprawdzi — przyciemni się na zewnątrz, będzie wygodniej dla oczu.

    — To brzmi idealnie — przytaknęła. — Wieczorami potrafię czytać do późna, a słońce mnie razi, nawet zimą.

    Zamówienie zrealizowałyśmy, Pani Grażyna odebrała okulary i była zadowolona. Wszystko wyglądało świetnie — aż do telefonu trzy tygodnie później.

    — Dzień dobry… mam problem. Lewym okiem nie nadążam za prawym przy czytaniu — powiedziała zmartwionym tonem.

    Zapisałam ją na badanie w naszym salonie. Okazało się, że korekcja do bliży na recepcie była zaniżona o 0,5 dioptrii. Nic dziwnego, że było jej niewygodnie.

    — Ale co ja teraz zrobię? — zapytała zaniepokojona. — Te okulary były drogie…

    — Proszę się nie martwić — uspokoiłam ją. — Skorzystamy z gwarancji adaptacji. Zmienimy szkła na odpowiednie bez żadnych kosztów.

    Pani Grażyna odetchnęła z ulgą. Kilka dni później odebrała poprawione okulary i powiedziała z szerokim uśmiechem:

    — Teraz jest idealnie. Czytam bez żadnego napięcia, a na dworze oczy same dziękują!

    Morał: Warto mówić głośno, gdy coś jest nie tak. Dobrze dopasowane okulary to nie tylko komfort — to codzienna jakość życia. A dobra opieka posprzedażowa może uratować sytuację.

    Aneta S.

  • Problem z badaniem

    Do salonu na Kunickiego weszli rodzice z trzynastoletnią Natalią. Widać było, że atmosfera między nimi jest napięta. Mama od razu powiedziała:

    — Byliśmy u specjalisty. Dwie godziny trwało badanie i… nic z tego nie wyszło.

    Okazało się, że lekarz próbował dobrać dziewczynie korekcję, ale bez skutku. Natalia ma astygmatyzm i zgłaszała, że mimo różnych prób nadal widzi słabo.

    — Pan doktor się zdenerwował — dodała mama. — Powiedział, że ona nie współpracuje, że się stara, a ona chyba wymyśla. W końcu powiedział: „Lepiej widzieć już nie będzie. I kropka”. Dał receptę i koniec rozmowy.

    Zerknęłam na receptę i od razu coś mi nie pasowało. Natalia nadal widziała niewyraźnie, mimo zaordynowanej korekcji. Zasugerowałam, żeby zapisać ją na badanie do naszego specjalisty.

    Przyszła kilka dni później. Badanie pokazało, że Natalia nie tylko ma astygmatyzm — potrzebuje też wsparcia do bliży. Zrobiliśmy okulary relaksacyjne, które odciążają wzrok przy pracy z bliska.

    Gdy przyszli je odebrać, Natalia założyła je i uśmiechnęła się szeroko.

    — Widzę! Naprawdę widzę! — powiedziała, z niedowierzaniem i ulgą.

    Rodzice byli wzruszeni. Dziewczyna znowu mogła czytać, uczyć się i funkcjonować bez frustracji.

    Morał: Czasem to nie dziecko „nie współpracuje” — tylko potrzebuje zrozumienia i odpowiedniego podejścia. A zaufanie do specjalistów, którzy słuchają, potrafi zmienić wszystko.

    Aneta S.

  • Wytrzymałe okulary

    Do salonu na Koziej, przyjechała mama z 3-letnim synkiem aż ze Świdnika. Szukali nowych okularów — konkretnie marki Nano. Chłopiec był radosny, ciekawski, co chwila coś dotykał i dopytywał. Mama z kolei wyglądała na nieco zmęczoną, ale zdeterminowaną.

    — Pani nawet nie wie, ile razy byłam u optyka w ciągu ostatnich miesięcy — westchnęła. — Średnio raz na tydzień, a czasem częściej. Ciągle coś: wygięte, pęknięte, poluzowane…

    Okazało się, że i ten maluch, i jego starszy brat noszą okulary, a ich dotychczasowe oprawki zupełnie nie wytrzymują dziecięcego tempa życia.

    — Aż któregoś dnia, odbierając młodszego z przedszkola, zauważyłam innego chłopca z jakimiś solidnymi okularami. Podeszłam do jego mamy i mówię: „Świetne okulary ma syn!”. I wie pani co? Ona mówi: Nano. I że kupiła je właśnie u pani.

    Tak trafili do mnie — z polecenia innej zadowolonej mamy.

    Wspólnie dobraliśmy odpowiednią oprawkę, maluch przymierzył je z entuzjazmem. Gdy przyszli odebrać gotowe okulary, mama była wyraźnie wzruszona.

    — To duży wydatek, nie ukrywam. Ale jestem tak zadowolona, że już nie mogę się doczekać, aż wymienię okulary także starszemu synowi. Mamy wizytę u okulisty za miesiąc. Na pewno wrócimy.

    Uśmiechnęłam się. Bo czasem jedno polecenie zmienia wszystko — i dla rodzica, i dla dziecka.

    Morał: Dobrze dobrane okulary dziecięce to nie tylko wygoda, ale i spokój rodzica. A polecenia zadowolonych klientów są najlepszym dowodem na to, że warto inwestować w jakość.

    Beata C.

  • Emocje dziecka

    Do salonu przyszła młoda para z córeczką — urocza dziewczynka w wieku przedszkolnym. Była rezolutna, pewna siebie i bardzo podekscytowana wybieraniem pierwszych okularów.

    Pokazałam im kilka oprawek odpowiednich do jej recepty i twarzy. Dziewczynka szybko zdecydowała:

    — Te! Te są najładniejsze!

    Złapała różowo-fioletową oprawkę z drobnym wzorkiem. Była zachwycona.

    Mama przyjrzała się oprawce i skrzywiła się nieznacznie.

    — A może te inne? — zapytała, pokazując bardziej stonowany model. — Te są bardziej eleganckie.

    Dziewczynka się zasmuciła, a mama spojrzała na mnie, szukając wsparcia. Uśmiechnęłam się i powiedziałam:

    — Najważniejsze, żeby okulary podobały się córce. Jeśli będą jej się podobać, będzie je chętnie nosić.

    Tata pokiwał głową.

    — Dokładnie. Niech sama wybierze.

    Wtedy dodał coś, co kompletnie mnie poruszyło.

    — Jestem nauczycielem wczesnoszkolnym. Mam w klasie chłopca, który powinien nosić okulary, ale tego nie robi. W przedszkolu dzieci wyśmiały go za to, że miał niebieskie oprawki. Powiedziały, że są najbrzydsze. Od tego czasu nie chce nawet patrzeć na okulary.

    Zrobiło mi się dziwnie znajomo. Zapytałam o imię chłopca — okazało się, że znam go dobrze. To mój mały klient. Jego rodzice byli u mnie kilka razy. Próbowaliśmy wszystkiego: nowe oprawki, charmsy, etui z Minecraftem… Bezskutecznie. Chłopiec miał zbyt silną traumę.

    — Wie pani, co zrobiłem? — zapytał tata dziewczynki. — Znalazłem stare okulary przeciwsłoneczne, wyjąłem z nich szkła i chodzę w nich na lekcje. Tylko po to, żeby chłopiec widział, że nie jest sam. Wygląda to może dziwnie, ale warto było.

    Zaniemówiłam. Empatia i determinacja tego człowieka poruszyła mnie głęboko.

    Dziewczynka wyszła z salonu uśmiechnięta, z wybranymi przez siebie oprawkami. A ja trzymam kciuki — i za nią, i za tego chłopca, i za każdego nauczyciela, który robi więcej niż musi.

    Morał: Nigdy nie lekceważmy wpływu słów i emocji dziecka. Dobrze dobrane okulary to nie tylko kwestia zdrowia — to także pewność siebie i poczucie akceptacji. A wsparcie dorosłych może zmienić naprawdę wiele.

    Beata C.